Uprawnionymi do zakupu towarów w sklepie internetowym stalgast.com są jedynie przedsiębiorcy w rozumieniu przepisów ustawy Kodeks cywilny. Zobacz regulamin sklepu.

Strona korzysta z plików cookies. Szczegóły znajdziesz w zakładce Polityka prywatności.

O nas

Odcinek 1 – Założyciele, czyli historia początku

Piotr Paweł Malewski – ukończone Technikum Mechaniki Precyzyjnej, niedokończone studia PW na wydz. Elektrycznym. Zawsze bardziej humanista niż inżynier z wielką umiejętnością zjednywania sobie ludzi, co później już w okresie działania firmy pozwoliło na zdobywanie klientów. To on przez wiele lat był rozpoznawaną twarzą firmy, to on prowadził rozmowy z klientami i przekonywał ich (a zwłaszcza je – klientki) do zakupu sprzętu.

Ale wróćmy do wcześniejszego okresu przed rokiem 90’. Po skończeniu technikum i rozpoczęciu jednocześnie studiów zaocznych i pracy, najpierw w Warszawie a po ślubie w Łodzi dodatkowo dorabia fizycznie pracując nocami „na wtryskarce”, żeby utrzymać szybko powiększoną rodzinę – urodziły się bliźniaczki. Przy takim obciążeniu tylko czas dzielił go od nieszczęścia. Wypadek podczas nocnej pracy, w którym stracił 3 palce prawej ręki na długo wyeliminował go z życia zawodowego. Żmudnie od nowa uczył się pisać i znajdować sposoby na utrzymanie rodziny.

I to wtedy okazało się, że potrafi być świetnym sprzedawcą. Wypadek okaleczył go fizycznie, ale wzmocnił jego umiejętności zyskiwania sympatii i zaufania ludzi. Znalazł sposób na dalsze życie. Życie we własnych rękach, bez oglądania się na pomoc innych. Po wspólnym uruchomieniu firmy tylko On wiedział co to handel. Ale to były czasy! Nic w Polsce nie było. Sprzedawało się wszystko co chociaż trochę przypominało zagranicę. Ubrania z wszywanymi zagranicznymi metkami. Figurki z Pszczółki Mai i Mapety, niektóre pomalowane tak, że zęby bolały. Piłki plażowe z których w morzu odchodziła farba. Karnisze do firanek, które potem zalegały na zapleczach sklepów. Przeboje sezonu – Kostka Rubica i długopis „na sprężynce”. Wszystko szło jak woda a klient nie marudził i nie reklamował bo był szczęśliwy, że mógł na coś wydać pieniądze.

Ale w końcu przyszedł kryzys (89’) i już nie sprzedawało się tak łatwo. Trzeba było jeździć coraz więcej, proponować coraz więcej towaru z coraz niższą marżą, którą zjadała hiperinflacja. Kupki pieniędzy topniały, a rodzina miała coraz większe potrzeby. Trzeba było zacząć szukać nowych możliwości.

Bogna Kotecka i Krzysztof Kotecki – wspólnie ukończone studia PW i zaraz wspólne życie (81’).

Z głowami naładowanymi teorią i marzeniami o zmienianiu Świata – bo przecież właśnie powstała Solidarność i teraz już wszystko będzie inaczej – stanęliśmy przed stanem wojennym (Krzysztof właśnie odbywał służbę wojskową po zakończeniu studiów) i marazmem nic nierobienia w firmach państwowych. W firmach, które uważano za opokę socjalizmu Polkolor – który później sprzedano i Kasprzak, na którego miejscu jest teraz bank.

Galopująca inflacja, brak perspektyw, znajomi uciekający codziennie „na zachód” do lepszego Świata. Świata, w którym wynajmują się do najgorszych robót ale mają nadzieję. („Co się stało z naszą klasą” Kaczmarskiego było naszym hymnem). I my zostający TU, żeby chyba tylko zgasić światło.

I wtedy przyjechał z kolejnej trasy Paweł z workiem pieniędzy (przed wymianą 1 zł za 10 000 zł) i namówił Krzysztofa do wzięcia losu we własne ręce (83’). Sprawy potoczyły się błyskawicznie.

W piwnicy naszego domku zainstalowane zostały wtryskarki ( ZAŁATWIONE po znajomości od znajomego), Krzysztof zdał egzamin na „papiery czeladnicze”, kolejny znajomy ZAŁATWIŁ tworzywo, inny ZAŁATWIŁ zamówienia i poszło!!! Zamiast wstawać o 5 rano, żeby dojechać na 8 godzin do pracy do Piaseczna teraz Krzysztof pracował po 16 godzin dziennie bez wolnych sobót i niedziel. Próbowaliśmy ustanowić 10 dniowy tydzień pracy, 11 dzień „niedziela”, ale nawet młody organizm tego nie wytrzymywał. Ale „byliśmy na swoim”. No i się rozkręcało. Nowy wynajęty warsztat, zatrudnieni ludzie, kontrakty do Rosji. A potem kryzys w Polsce (89’), my jeszcze ciągniemy na sprzedaży do Rosji, uśpieni dobrą passą.

No i jak rypnęło! (90’). Z Rosją koniec. Maszyny wróciły do piwnicy, bo może jeszcze coś się odbije. Dwójka dzieci, a my bez środków do życia pożyczamy od babci emerytki i rodziców, żeby było co włożyć do garnka. Ja chodzę po sklepie z kartką, na której liczę za ile wkładam do koszyka, żeby przy kasie nie było wstydu.

I NADSZEDŁ TEN DZIEŃ. GRUDZIEŃ 1990 ROKU. Ciocia Krzysztofa przyjechała z Chin, gdzie na kontrakcie pracował jej mąż, z informacją, że jeżeli do końca roku założymy firmę handlową, to będzie przez rok zwolniona z podatku (wtedy obrotowego). OK. ale co my będziemy robić? Przecież nie mamy pojęcia o handlu. No ale jakie mamy wyjście? ŻADNEGO. Pojechałam do Urzędu założyć firmę na siebie. Mąż rzemieślnik nie podlegał zwolnieniu z podatku. I tu niemiła niespodzianka. Ja również, jako żona rzemieślnika, nie otrzymam zwolnienia. Co robić? Jest 29.12. zaraz koniec roku.

W domu nie mamy telefonu (wtedy na telefon średni czas oczekiwania wynosił ok. 20 lat), nikt znajomy również nie ma telefonu. Do domu wracać nie mogę, bo stracę szansę na założenie firmy. Bez żadnych konsultacji, bez aprobaty, bez wiedzy Mamy założyłam firmę na jej nazwisko.

ALICJA MALEWSKA – HANDEL HURTOWY. No więc jeżeli już bez wiedzy kogokolwiek tak zrobiłam, to chociaż dla usprawiedliwienia, pełnomocnikiem firmy (oprócz nas obojga) ustanowiłam również Pawła. Żeby nie było, że samodzielnie wykorzystałam naszą wspólną Mamę. A poza tym On może będzie wiedział co z TYM zrobić. I jak się okazało jego pomoc przydała się bardzo szybko, bo żeby firma zaistniała musiała dokonać jakiejś transakcji.

I tej PIERWSZEJ TRANSAKCJI dokonał Paweł. Kupił „zimne ognie”, które potem przez lata zapalaliśmy tylko na specjalne okazje. I tak zaczęła się historia firmy. Historia na którą miało wpływ wiele wydarzeń wcześniejszych, sprzed 1990 roku.

Autor: Bogna Kotecka

 

Odcinek 2 – Początek działalności