Uprawnionymi do zakupu towarów w sklepie internetowym stalgast.com są jedynie przedsiębiorcy w rozumieniu przepisów ustawy Kodeks cywilny. Zobacz regulamin sklepu.

Strona korzysta z plików cookies. Szczegóły znajdziesz w zakładce Polityka prywatności.

O nas

Odcinek 2 – początek działalności

No to ruszyliśmy. Pierwsza faktura zaksięgowana, pierwsze ognie odpalone na Sylwestra 1990. No dobrze ale co dalej? Żadnych pomysłów, żadnej inwencji. Ani biura, ani telefonu, ani pieniędzy. A wręcz dół finansowy. Poprzednia działalność zakończyła się wynikiem – 2 000 $, co w tamtym czasie było niewyobrażalną kwotą jeżeli średnia miesięczna pensja wynosiła 25 $. Tak, tak to nie żarty. Paweł czasami coś kupił i sprzedał, marża taka, że nie było się czym podzielić.

Co robić? Co robić? I tu znów z pomysłem pospieszyła Ciocia (ta, która spowodowała założenie firmy). Pożyczyła nam kolejne 2 000 $ i zabrała na wycieczkę do Chin. Wycieczkę nie krajoznawczą (wtedy mało kogo było na taką stać) ale handlową. Za pożyczone pieniądze kupiliśmy, też przy pomocy Cioci, jedwabne męskie koszule (czy ktoś pamięta? Rok 91’) i jedwabne komplety bielizny damskiej (niektóre kolorowe, większość w „majtkowym” różu). Transakcja była już z góry ustawiona. Odbiorca już na lotnisku bierze wszystko i płaci gotówką. Żadnego wysiłku i problemów. Wydaliśmy kolejne pożyczone pieniądze, zapakowaliśmy towar, przylecieliśmy na Okęcie i ………

Nikogo nie było po odbiór towaru. Co robić? Co robić? Ktoś podsunął pomysł sprzedaży na Stadionie, który właśnie rozpoczynał lata świetności i na znanym w całym kraju bazarze w Rembertowie (tzw. „Ciuchy”). Na Stadionie byliśmy raz, w Rembertowie może ze dwa razy. Ale to nie był sposób pracy, który mogliśmy zaakceptować. Tylko usiąść i płakać.

Co robić? Ktoś inny podsunął pomysł na koszule – butiki (ciekawe kto je jeszcze pamięta) i na bieliznę…. Sex shopy. Było ich w Warszawie setki i na fali wyzwolenia ciągle przybywało nowych. Świetny klient. Na początku trochę się krępowałam, nie wyjeżdżałam „na zachód”, więc nie bardzo wiedziałam jak się zachować „w takim” miejscu. Ale przeżyłam kilka pierwszych wejść do sklepów i potem już nie było problemów. Znałam wszystkie sex shopy w Warszawie, towar schodził jak świeże bułeczki. Sprzedaliśmy swoje, Cioci, kuzynki i jeszcze zabrakło. I nareszcie odbiliśmy się od dna. I nawet zarobiliśmy. Minął rok od uruchomienia firmy. Długi nareszcie spłacone ale trzeba szukać następnych pomysłów bo pieniądze szybko się skończą.

Kolejne Święta Bożego Narodzenia, które spędzamy rodzinnie z Pawłem. A on przywozi na Święta Prince Polo z Olzy Cieszyn – wspaniałe wafle w czekoladzie na rynku Warszawskim niedostępne.

I wtedy powstał pomysł zorganizowania dystrybucji słodyczy. Dwoma rozsypującymi się samochodami – Fiatem 125p z tak skorodowaną blachą, że przez dziury w drzwiach widać było ulicę i Ładą, która co 200 km przestawała jechać z niewiadomych powodów - oszczędzając benzynę na kartki, przywieźliśmy dwa kartony wafli, które dostarczyliśmy do jednego ze sklepów WSS Społem.

W lutym 1991 dwa kartony w jednym sklepie a w listopadzie 5 ton słodyczy Olzy w większości sklepów WSS Społem Warszawy. Kredyt pod hipotekę naszego domu i w 1992 cała sieć WSS była obsługiwana przez nas. Wafle kiedyś nieosiągalne w kraju nagle zaczęły być wszędzie dzięki nam i wojnie z Zatoce Perskiej, która zlikwidowała export słodyczy do Iraku.

Podczas wyjazdów do Ciszyna Krzysztof i Paweł zatrzymują się w poznanym wcześniej przez Pawła (podczas wcześniejszych wyjazdów przed 1990) domu wczasowym Sasanka w Jaszowcu. Kierowniczka żywienia ośrodka poprosiła Pawła o znalezienie „w świecie” podstawowego wyposażenia stołówki – waz i dzbanków ale nie takich zwyczajnych a ze stali nierdzewnej. Porcelitowe bardzo się tłukły a dostępne kiedyś w NRD stalowe nagle się skończyły po zburzeniu Muru Berlińskiego i otwarciu granicy pomiędzy Niemcami. Więc zaczęliśmy szukać. Trochę w Chinach, bo tam na pewno mają. Ale „z ulicy” trudno coś znaleźć. A po za tym Chińczycy nie podają zupy w wazach i herbaty w dzbanku, żeby je produkować. Na wystawie w Singapurze w 1996 roku produkty, które nas interesowały wystawiały tylko firmy Amerykańskie i Europejskie, Chińczycy produkowali wyposażenie kuchni chińskiej nie zachodniej. Tego dopiero zaczynali uczyć ich Amerykanie.

Ale udało się w …… Europie. Mój drugi brat Krzysztof – od 1984 roku mieszkający na stałe w Danii (emigracja po upadku Solidarności), znalazł w markecie wazę i dzbanek ze stali nierdzewnej i trafił do producenta SSS – Scandinavian Stainless Steel . To był zalążek naszej obecnej działalności – wyposażenie gastronomii w akcesoria ze stali nierdzewnej.

Jak już wiemy co będziemy robić to trzeba wymyślić nową nazwę, logo i folder z ofertą dla „poważnej” firmy. Jeden ze wspólników Krzysztof, pojechał do swojego szwagra Krzysztofa do Danii i tam wspólnie wymyślali. Najpierw folder. Akurat SSS przygotowywała nowy katalog swoich wyrobów więc chętnie zaaranżowała jedno zdjęcie, na którym zmieściły się produkty dla nas. Potem nazwa. Początek lat 90’ był okresem zafascynowania zagraniczne brzmiącymi nazwami. Krzyśkowie zatem wymyślili nazwę, która miała w sobie wszystko – nawiązanie do poprzedniej nazwy, element zachodu i nasz krajowy AM Trade Warszawa, co w dosłownym przełożeniu oznaczało to samo co poprzednio Alicja Malewska Handel w Warszawie.

No i logo. Skomplikowane przemyślenia, które zakończyły się znaczkiem bardzo przypominającym herb Technikum Mechaniki Precyzyjnej, do którego kiedyś uczęszczali bracia Krzysztof i Paweł Malewscy. Ze słowa Warszawa szybko musieliśmy zrezygnować bo władze miasta wymyśliły, szukając pieniędzy, że za używanie słowa Warszawa trzeba będzie płacić.

 

Odcinek 3 – Scandinavian Stainless Steel i dalej